Dzisiaj chciałbym napisać kilka słów o tak zwanym podatku bankowym. Takie coś wymyślili sobie miłościwie nam panujący politycy PiSu. Projekt
jest już w sejmie, błyskawicznie została przekazana marszałkowi, a podatkiem
zostaną objęte wszystkie banki działające w naszym kraju. Zarówno te krajowe
jak i te, które mają siedzibę poza granicami kraju, ale tutaj posiadają swoje
oddziały.
Ile zyska na tym państwo? Według wstępnych wyliczeń
ekonomistów będzie to nawet sześć miliardów złotych rocznie. Skąd wezmą się te
pieniądze? Z opodatkowania wszystkich aktywów, podatkiem w wysokość 0,03 procenta miesięcznie (oczywiście tam po przecinku jest jeszcze więcej cyferek,
ale to raczej nie ma dla nas większego znaczenia).
Znaczenie będzie miała jednak reakcja banków na taki oto
podatek. Bo nie ma co się oszukiwać, banki nie będą na tym stratne, bo uderzą
po swoich klientach. Może nie w jakiś drastyczny sposób, bo nikt przecież nie
odda pieniędzy ze swojego konta. Okiem ekonomisty amatora oceniam jednak, że
oprocentowanie lokat spadnie jeszcze niżej. Kiedyś można było zostawić
pieniądze nawet na 12%, a dzisiaj? Banki oferują jakieś śmieszne i żałosne 2,5%,
a podejrzewam, że od lutego, kiedy ustawa wejdzie w życie będzie to nawet 1,5,
albo niecałe 2%.
0,03% miesięcznie to niby grosze. W skali kraju to sześć miliardów rocznie. |
Oczywiście sejm twierdzi, że przez ten podatek nie wzrosną
kredyty dla konsumentów i firm. Oczywiście nie wzrosną, ale lokaty zmaleją i
będzie mi trudniej oszczędzać. Pewnie dojdą też do tego opłaty za prowadzenie
konta, za korzystanie z bankowości mobilnej... Gdzieś te pieniądze muszą się
znaleźć. Nie wierzę, że banki ot tak za darmo je oddadzą!