niedziela, 21 grudnia 2014
Zadłużony Toruń
Dzisiaj spojrzę z mojej perspektywy na temat, który w zeszłym tygodniu bardzo mnie zainteresował... Był u mnie znajomy, który na co dzień mieszka w Toruniu (w zasadzie tak samo akademickie miasto jak mój ukochany Lublin - pewnie dlatego się tak dobrze dogadujemy!) i w jakiś sposób od słowa do słowa zdradził mi, że u niego w mieście nie mówi się o niczym innym jak o zadłużeniu. Podobno Toruń jest tak bardzo zadłużony, że w swojej kategorii zajmuje pierwsze miejsce w Polsce, a co więcej w zeszłym roku otarł się o ponad miliardowy dług!
Zainteresowany więc tematem, jako ekonomista jeszcze w zasadzie amator (ale mam nadzieję, że to się wkrótce zmieni) wpisuję w wyszukiwarkę Google następujące słowo: Toruń, pieniądze, dochody. Wyskakuje mi miejska strona, której link znajdziecie tutaj, na której o długu tego miasta próżno szukać oficjalnej informacji. W końcu odnajduje rozpiskę proponowanego budżetu na przyszły rok, a tam wielki hurraoptymizm, że miasto pierwszy raz od kilkunastu lat nie będzie miało deficytu i że dług spadnie z tego prawie miliarda złotych do 900 milionów. No istny powód do radości!
Widzę, że miejska strona w żaden sposób nie może zostać uznana za obiektywną i wiarygodną wpisuję w wyszukiwarkę inne słowa: Toruń, budżet, opinie i wyskakuje mi witryna lokalnego radia, którego link znajdziecie tutaj, gdzie głos zabiera ekonomista z toruńskiego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. On bardzo trafnie wyciąga wnioski z sytuacji Detroit, które było oazą dobrobytu, ale na kredytach i w momencie, gdy Stany Zjednoczone zostały dotknięte kryzysem, wszystko się posypało, a w niektórych miejscach miasta nie są nawet odbierane śmieci... Także każdy medal ma dwa końce. Ciekawe jak Toruń sobie poradzi.
#Toruń #dług #zadłużenie #kłopoty finansowe #Fitch #dochody #900 milionów
czwartek, 13 listopada 2014
Liczcie swoje kredyty...
Dzisiaj na moim blogu przyjrzymy się
ważnemu, ekonomicznemu problemowi, przez który cierpi większość
nieświadomych niczego Polaków. Inspiracją do mojej notki był
bardzo ciekawy artykuł portalu TVN Biznes i Świat, który
znajdziecie pod tym linkiem.
Otóż jak się okazuje banki często
czerpią z faktu, że ludziom brakuje jakiegokolwiek obycia z
tematami politycznymi! I jak się okazuje równocześnie - Polacy
właśnie o ekonomii mają dosyć blade pojecie. Takie wnioski
wysnuto z przeprowadzonych ankiet, w których dawano ludziom do
rozwiązania proste - matematyczne wręcz zadanie na poziomie szkoły
podstawowej, no powiedzmy gimnazjum. Coś w stylu "ile pieniędzy
zarobi Kowalski, jeżeli oprocentowanie kredytu gotówkowego wyniosło
dziesięć procent, a potem bank obniżył bla bla bla i tak dalej."
Rozumiecie? Zadanie, które w ramach lekcji rozwiązałoby dziecko -
sprawiło problem... 90% osób pytanych! Nie ma się co dziwić z
drugiej strony, oglądając popularno naukowe programy z serii
"Matura to bzdura"...
I teraz pomyślcie, że naturalnym jest
iż zdecydowanie więcej niż tylko dziesięć procent ludzi lokuje
swoje pieniądze w różnego rodzaju inwestycjach. Jak mamy rozumieć
ryzyko oferowane nam przez banki? Jak mamy ponownie nie wpadać w
podobne piramidy finansowe jak te związane z Amber Gold? Jak można
brać pożyczkę, za której każdy tysiąc złotych zapłacimy na
przykład dwieście złotych? Ludzie kochani! Praca u podstaw...
Oczywistym jest, że najłatwiej oszukać tego, kto zaufa osobie,
która przecież... chce po prostu zarobić. Dlatego przestrzegam -
uważajcie! I poczytajcie sobie na przykład o kredytach na tym blogu– gość stara się przedstawić wszystko łopatologicznie i
prezentuje same ciekawe tematy! Szczerze polecam.
#kredyt #hipoteka #frank szwajcarski #matura to bzdura #ekonomia
niedziela, 26 października 2014
Zmiana czasu
Zastanawialiście się kiedyś,
dlaczego, po co i w ogóle w jakim celu zmieniany jest czas z
zimowego na letni i z letniego na zimowy? Zapewne wielu z Was myśli,
że ot po prostu tradycja i regulacja, która ma pomagać w
łatwiejszym odliczaniu 365 dni roku, ale prawda jest taka, że
chodzi po prostu o oszczędność energii i optymalne wykorzystanie
światła słonecznego. Zmiana czasu ma więc podwaliny...
ekonomiczne.
Pytanie tylko, czy ciągle jest nam
potrzebna tego typu zmiana, która nie da się ukryć przysparza
problemów czy to w transporcie czy w systemach informatycznych, bo
godzina nagle znika, albo nagle się pojawia, co zawsze jest
problematyczne na przykład w rozkładzie jazdy pociągów czy
autobusów. Jechał już, dopiero pojedzie, czy skoro był o 2:30 to
znaczy, że w ogóle wypada z rozkładu? Pociąg widmo?
Być może kiedyś zmiana czasu miała
większy sens (historycznie, o czym można przeczytać tutaj, zmiana
została wprowadzona już przed wojną), ale według mnie, dzisiaj,
problemem jest to, że nie ma optymalnego wykorzystania światła
słonecznego, bo współczesny człowiek tak po prawdzie korzysta z
prądu i światła przez cały dzień. I tak w biurach palą się
jarzeniówki, niezależnie od tego, czy jest lato czy zima, a przez
całą noc tysiące watów są wykorzystywane na oświetlenie
kamienic, kościołów, mostów czy zabytków - nie ma więc już w
tym takiej logiki, bo co z tego, że rano wstaniemy i jest jasno i
nie musimy zapalać światła w kuchni, kiedy skoro wrócimy do domu
na obiad to ciemno będzie już o 17. Moim zdaniem zmiana czasu w
dzisiejszych czasach jest niepotrzebna i tylko rozregulowuje nasze
organizmy.
Ten temat wybrałem, bo zaintrygowała
mnie dyskusja na tej stronie. Zobaczcie sami jak różne na tą
kwestię mają poglądy inne osoby.
czwartek, 18 września 2014
Szkoci i ich pieniądze
Wręcz muszę poruszyć dzisiaj bardzo aktualny temat, pozornie
tylko nie związany z ekonomią, a tak naprawdę przesiąknięty nią do szpiku
kości. Chodzi referendum dotyczące niepodległości Szkocji. Mało kto zdaje sobie
sprawę, że oddzielenie Szkocji od Wielkiej Brytanii może być katastrofą z
czysto ekonomicznego punktu widzenia, a taki punkt widzenia jak doskonale
wiecie najbardziej mnie intryguje.
Powiedzmy jednak o pewnych szczegółach. Chodzi głównie o to,
że oczywistym jest, że w przypadku odłączenia Bank Centralny Wielkiej Brytanii
przestanie chociażby utrzymywać szkockie instytucje finansowe - nie ma więc
pewności skąd on będą miały i czy w ogóle będą w stanie chociażby udzielać
kredytów lub obsługiwać te kredyty, które cały czas są zaciągane. Poza tym nie
ma co ukrywać, że finansowa zapaść zawsze w świecie ekonomii nie grozi
największym państwom, ale tym najmniejszym i do tego raczkującym. Właśnie o pierwszych krokach prawdopodobnie nowego państwa ciekawie piszą tutaj.
Tymczasem co ciekawe, że władze a nawet premier Szkocji
uważają, że będzie wręcz odwrotnie - za słowami mają iść czyny i ponad trzy
tysiące przedsiębiorców, którzy ogłosili już, że to oni rozkręcą gospodarkę,
jeżeli kraj odłączy się od Wielkiej Brytanii. Największą niewiadomą są jednak
rynki finansowe, które na dobrą sprawę nie są w stanie określić, jakie skutki
będzie miało pozytywne rozpatrzenie referendum.
Nie wiadomo więc, czy Szkocja zyska na swojej chęci bycia
krajem niepodległym, pewnym natomiast jest to, że Wielka Brytania na pewno na
tym straci – nie tylko ze względów ludnościowych, ale także terytorialnych. A
to z kolei może oznaczać chociażby problemy dla polskich emigrantów, którzy
przecież licznie osiedlili się na wszystkich wyspach położonych na północ od
Europy.
A dlaczego Szkoci w ogóle chcą tego referendum? Polecam chociażby ten artykuł.
niedziela, 17 sierpnia 2014
Zmiany w ekonomii społecznej
Świeże wiadomości z naszego Rządu:
przyjęto Krajowy Program Rozwoju Ekonomii Społecznej. Ma to wiązać
się z utworzeniem 35 tysięcy nowych miejsc pracy. Tysiące
inicjatyw lokalnych ma też otrzymać wsparcie.
Program dotyczy podmiotów ekonomii społecznej, czyli stowarzyszeń, fundacji, spółdzielni socjalnych
itp. Zakłada się, ze te organizacje będą głównym wsparciem dla
osób potrzebujących pomocy, mają też doświadczać usług
użyteczności publicznej.
Rozwój ekonomii społecznej ma opierać
się na trzech filarach: politycznym społecznym i przedsiębiorczym
Wiąże się to z promocją ekonomii społecznej, zmianą przepisów
dotyczących zakładania nowych organizacji, pożyczki i dotacje dla
początkujących.
W planach jest stworzenie wspomnianych
już miejsc pracy, utworzenie tysięcy nowych organizacji
obywatelskich i wsparcie inicjatyw już istniejących. Zyskać mają
Akademickie Inkubatory Przedsiębiorczości, w których powinno
powstać 100 przedsiębiorstw społecznych. Poza tym, w 12
województwach uruchomione mają zostać mikrogranty dla młodzieży.
Budżet programu na lata 2014-2020
szacuje się na prawie 3 miliardy złotych. Na kwotę składają się
środki unijne, ale też wydatki z budżetu państwa.
Cele są piękne i optymistyczne.
Tysiące nowych miejsc pracy, rozwój działalności lokalnej, walka
z biedą i bezrobociem, integracja społeczeństwa, nowe
przedsiębiorstwa, programy dla młodzieży... Sporo tego. Mam jednak
pewna obawy co do tego, czy te piękne cele zostaną zrealizowane.
Niestety, miałem okazję zaobserwować na kilku przykładach, że
spora część pieniędzy przekazywana organizacjom społecznym
marnuje się albo trafia nie tam, gdzie powinna.
czwartek, 24 lipca 2014
ZUS czy OFE?
ZUS czy OFE? Przed tym wyborem stanęło 16 milionów Polaków,
ale jak to zazwyczaj w takich sytuacjach bywa i jak to mamy już zapisane w naszej
mentalności: po prostu wszyscy czekają z podjęciem decyzji na ostatnią chwilę.
Nie ma co ukrywać, że zarówno jedna opcja jak i druga ma swoich zwolenników i
przeciwników - ale to przecież zależy od mocno indywidualnego podejścia do
tematu, którego raczej nie jestesmy w stanie zmienić.
Można innym słowy powiedzieć, że OFE i ZUS są przecież takim
trochę jednak przymusem, dotyczącym myślenia o emeryturze, bo tak jak już
wspomniałem, Polak nie byłby Polakiem, gdyby zaczął odkładać na swoją starość
mając na przykład 22 lata.
Pomóc mogą trochę proste wyliczenia, które można znaleźć w
iternecie. Takie kalkuratory są bardzo przydatne w myśleniu i wybieraniu - bo
przede wszsytkim wizaulizują konkretne kwoty, a nie mówią o zysku, ryzyku czy
jego braku, bo można potraktować jako uwagi bardzo przecież nieobiektywne.
Jednym słowem musicie sami zadecydować, jaką jesteście
osobą. Właśnie osobowość ma tutaj kluczowe znaczenie, a przecież nie oszukujmy
się, że jeden lubi ryzykować na przykład inwestując pieniądze, inny woli
spokojnie je odkładać na niskooprocentowane lokaty mając jednocześnie
świadomość, że te jego pieniądze gdzieś tam są i mimo wszystko się pomnażają,
bo jak mówi znana telewizyjna reklama oszczędzamy to co mamy przecież na
koncie... Trudno tutaj się z marketingowcami po prostu nie zgodzić.
Spróbujcie sobie odpowiedzieć na pytania z tego artykułu.
piątek, 18 lipca 2014
Spadki, cięcia... Wszystko u mnie
Cześć Blogerzy i Blogerki.
Jestem Tomek, więcej o mnie przeczytacie poniżej, ale generalnie interesuję się ekonomią, studiuje w Lublinie i moją pasją jest wyciąganie przeróżnych smaczków z ekonomicznego życia... Moim zdaniem, to co wydarzyło się kilkanaście, czy kilkadziesiąt lat temu efektem domina dotyczy nas każdego kolejnego dnia w konkretnym przedziale czasowym.
Dlatego dzisiaj, ni z gruszki ni z pietruszki, a jednak z żywym zainteresowaniem mojej osoby, opisze wam brytyjskie cięcia z... 2010 roku. W Wielkiej Brytanii wszyscy byli wtedy oburzeni całą sytuacją, a premier David Cameron przeżywał wtedy najtrudniejsze dni w swojej karierze... Ale co miał wtedy zrobić, skoro deficyt budżetowy sięgnął 12 procent PKB?
Wtedy też dużo mówiono właśnie o tym, by podwyższyć podatki dla najbogatszych, by zdemokratyzować banki i udzielać kredyty w zdecydowanie ostrożniejszy sposób. I choć ciężko się nie zgodzić z tymi postulatami Partii Pracy, to jednak chociażby oddanie banków pod demokratyczną kontrolę mogłoby spowodować po prostu zabranie im większej części ich przychodów.
Partie Pracy zawsze zastanawiają się w jaki sposób niby uwydatnić życie najuboższym, ale to przecież one - także w Wielkiej Brytanii doprowadziły do wzrostu podatków. I często nie utożsamiają się ze swoimi wyborcami, jak chociażby podać tutaj przykład można Sojuszu Lewicy Demokratycznej, którego posłowie startując do polskiego sejmu opisywali trudną sytuację narodu... grając w bilard. Nie da się ukryć, że przecież ten sport jest zarezerwowany jednak dla elit jak golf czy snooker.
Patrząc na przypadek brytyjski można także zauważyć inną zależność. W 2001 roku Partia Pracy zdobyła tam 41% głosów, cztery lata później 35%, by w końcu w 2010 roku przegrać z Partią Konserwatywną, czyli zupełnie innym ogniwem! Czy w Polsce nie było identycznie? SLD musiało uznać wyższość liberalnych partii, co doprowadza do wielkiego i niekończącego się bałaganu na scenie politycznej, która moim zdaniem w 80% ma wpływ na to co dzieje się w ekonomicznym świecie.
Poczytajcie sobie w ramach ciekawostek jakie postulaty ma Polska Partia Pracy, informacje znajdują się na stronie Partii.
A tutaj jeszcze jedna ciekawa witryna z międzynarodowym tłumaczeniem dotycząca akurat wyborczej frekwencji, więc tematu dość świeżego po majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Jestem Tomek, więcej o mnie przeczytacie poniżej, ale generalnie interesuję się ekonomią, studiuje w Lublinie i moją pasją jest wyciąganie przeróżnych smaczków z ekonomicznego życia... Moim zdaniem, to co wydarzyło się kilkanaście, czy kilkadziesiąt lat temu efektem domina dotyczy nas każdego kolejnego dnia w konkretnym przedziale czasowym.
Dlatego dzisiaj, ni z gruszki ni z pietruszki, a jednak z żywym zainteresowaniem mojej osoby, opisze wam brytyjskie cięcia z... 2010 roku. W Wielkiej Brytanii wszyscy byli wtedy oburzeni całą sytuacją, a premier David Cameron przeżywał wtedy najtrudniejsze dni w swojej karierze... Ale co miał wtedy zrobić, skoro deficyt budżetowy sięgnął 12 procent PKB?
Wtedy też dużo mówiono właśnie o tym, by podwyższyć podatki dla najbogatszych, by zdemokratyzować banki i udzielać kredyty w zdecydowanie ostrożniejszy sposób. I choć ciężko się nie zgodzić z tymi postulatami Partii Pracy, to jednak chociażby oddanie banków pod demokratyczną kontrolę mogłoby spowodować po prostu zabranie im większej części ich przychodów.
Partie Pracy zawsze zastanawiają się w jaki sposób niby uwydatnić życie najuboższym, ale to przecież one - także w Wielkiej Brytanii doprowadziły do wzrostu podatków. I często nie utożsamiają się ze swoimi wyborcami, jak chociażby podać tutaj przykład można Sojuszu Lewicy Demokratycznej, którego posłowie startując do polskiego sejmu opisywali trudną sytuację narodu... grając w bilard. Nie da się ukryć, że przecież ten sport jest zarezerwowany jednak dla elit jak golf czy snooker.
Patrząc na przypadek brytyjski można także zauważyć inną zależność. W 2001 roku Partia Pracy zdobyła tam 41% głosów, cztery lata później 35%, by w końcu w 2010 roku przegrać z Partią Konserwatywną, czyli zupełnie innym ogniwem! Czy w Polsce nie było identycznie? SLD musiało uznać wyższość liberalnych partii, co doprowadza do wielkiego i niekończącego się bałaganu na scenie politycznej, która moim zdaniem w 80% ma wpływ na to co dzieje się w ekonomicznym świecie.
Poczytajcie sobie w ramach ciekawostek jakie postulaty ma Polska Partia Pracy, informacje znajdują się na stronie Partii.
A tutaj jeszcze jedna ciekawa witryna z międzynarodowym tłumaczeniem dotycząca akurat wyborczej frekwencji, więc tematu dość świeżego po majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Subskrybuj:
Posty (Atom)